wtorek, 13 lipca 2010

BURZA

W leniwą niedzielę odpoczęliśmy trochę nie robiąc nic konkretnego, po to by mieć siłę
w kolejnym tygodniu. Jednak zmagazynowany potencjał nie wystarczył nam na długo bo już w poniedziałek wieczorem mieliśmy naprawdę dość. Od rana bieganina do Urzędu Pracy, Olek zamykał sprawy związane z dotacją, potem pojechaliśmy kupić farby i rurę do kominka. A później już tylko łatanie dziur, szpachlowanie itd. O godzinie 21 byliśmy padnięci, a wszystko przez pośpiech. Plan był taki, że początkiem sierpnia się przeprowadzimy, ale Olek w przyszłym tygodniu wybiera się do Krakowa na tydzień
a może nawet na dwa zarobić trochę grosza.. Dlatego tak bardzo chcemy zrobić jak najwięcej, ale czy ma to sens? 
Odpowiedź przyszła dziś po moim porannym kryzysie remontowym. Wstałam wkurzona
i zniechęcona, złość wyładowałam wyrzucając z szafy wszystkie ubrania, bo i tak niczego nie mogłam tam znaleźć. Na myśl o kolejnym dniu czyszczenia ścian chciało się mi ryczeć. Olek też już był zmęczony dlatego postanowiliśmy odpuścić. Bez presji upływającego czasu pracuje się przecież z większą przyjemnością :)
Tak więc po porannych burzach pojechaliśmy do leśniczówki zamówić drewno na opał,
a w drodze powrotnej zahaczyliśmy o rynek, na którym udało się nam kupić używany zlewozmywak dwukomorowy.
Z pomocą przyszedł dziś też Maciek, który zaczął robić profile pod zabudowę rur odprowadzających powietrze. Olek w tym czasie montował kominek, a ja w przerwach zmagania się z sufitem znosiłam w ogrodzie trawę. Było ciężko, ale wieczorem uśmiechnięci i zadowoleni rozpaliliśmy po raz pierwszy ogień w kominku. 




 
 Efekt nocnego polowania Olka na błyskawice... 

Brak komentarzy: